Lato oznacza bieganie – w miarę jak najwięcej biegów, najdłuższy dzień w roku umożliwia korzystanie z wieczornej pory wprost idealnej pogodowo i pozbawionej wysokiej temperatury powietrza. Wspominałem ten czas przy okazji biegowego spotkania z koleżanką, również zapaloną biegaczką (czy powiedziałem: również? Ola akurat jest o wiele mocniejszą pasjonatką joggingu, o ile joggingiem można określić uczestnictwo w kilku półmaratonach). Pora była wrześniowa, a we wrześniu słońce zachodzi około siódmej. Trzeba było, w związku z zapadającym zmrokiem skorygować trasę biegową, układając ją po trasach oświetlonych.
Ola zapytała: Czy wiesz, jakie jest tempo konwersacyjne u kobiet?
– Nie, nie wiem, jakie??
– KAŻDE!
Więc, ponieważ zazwyczaj biegnę sam, z tej okazji i po takim fajnym dowcipie, konwersowaliśmy biegnąc w tempie konwersacyjnym. Ja zmęczyłem się konwersacją (nieprzyzwyczajony jak każdy facet J) a moja partnerka (w znaczeniu sportowym) – tempem trochę przeze mnie narzuconym – hy,hy, tak wyszło – ponad „szóstkę” a może ponad „piątkę” (chodzi o ilość minut poświęconą na przebycie jednego kilometra).
Tak, to chyba zawsze jest kompromis „zgniły”, jeśli chodzi o wspólne tempo biegowe. Raz miałem partnera (j.w.!), nauczyciela wf i zarazem wysportowanego gościa, z którym biegło mi się idealnie! (Do dziś nie wiem, czy to było z poświęcenie z jego strony).
Kajaki i rower dopełniają bieganie
Wracając do lata, w tym roku niezwykle wydłużonego, można rzecz podwójnie trwającego, bo od kwietnia – maja do października (dziś , czyli 18 października było około 20 stopni, a wczoraj biegałem w stroju letnim!). Pięknym uzupełnieniem biegów letnich wydaje się rower i kajak. W tym sezonie udało się popłynąć Drawą – jej odcinkiem którego nie znałem, kończącym się na moście kolejowym przez Krzyżem Wielkopolskim. Równie emocjonujący był odcinek leśnej drogi, prowadzonej wzdłuż rzeki, którą trzeba było przebyć po samochód i z powrotem. Atrakcji, jak to na Drawie, nie zabrakło, wszakże sami nie zaliczyliśmy wywrotki, ale pomagałem wydobywać kajak wbity przez prąd pod przewrócone drzewa.
W pierwszej chwili nie sądziłem, że w trzech mężczyzn, wyciągniemy kajak, wyglądający jak niewielki prostokątny kawałek niebieskiego plastiku wystający z wody. Po dłuższej walce, z zastosowaniem „Newtona”, bloków, dźwigni i innych trików z dziedziny fizyki, kadłub pojawił się na powierzchni rwącej rzeki. Podziw żony było największą nagrodą.