Przeszedłem covid. Kwietniowa świąteczna kulminacja wirusa okazała się dużo łaskawca dla mnie gdyż przyszedłem Covid dużo gorzej w listopadzie ubiegłego roku. Wówczas chorowałem cały tydzień i choroba uniemożliwiła wtedy jakąkolwiek aktywność fizyczną. Długo dochodziłem do siebie. Jak biegać po Covidzie? Jak wrócić do formy biegowej po przejściu koronawirusa?
Spróbuję w 10 punktach naszkicować schemat akcji, a raczej pokazać to co, subiektywnie patrząc, było ważne w moim powrocie do biegania po covidzie.
Punkt pierwszy. Wyspać się. Osoby które biegają dłużej lub uprawiają na co dzień regularną aktywność fizyczną wiedzą, o co chodzi. Wyspanie bo, szalenie ważne do osiągnięcia postępu sporcie jest to, aby zapewnić organizmowi odpowiednią ilość snu.
Punkt drugi. Czy warto się rolować? Onegdaj, gdy rolowanie stało się bardzo popularne, otrzymałem w prezencie bardzo fajną rolkę, którą zacząłem używać po treningach (albo przed nimi). Z efektami różnymi – raz naprawdę czułem pozytywne aspekty rolowania, kiedy indziej był to czysty ból i niezrozumienie. Wszystko to do czasu aż odkryłem elektryczny masażer z Decathlona. I to było to! Urządzenie masujące wspaniale radzi sobie z pokurczonymi i poskracanymi mięśniami po intensywnym treningu, doskonale nadaje się zarówno do nóg jak i pleców czy karku.
Punkt trzeci. Wybieganie. Jak wiemy istnieją różne rodzaje. Wczoraj na przykład biegłem na zasadzie „jak najdłużej mogę”. Nie zawsze da się biec szybko w wymarzonym tempie, więc może warto wtedy zrobić wybieganie.
Punkt czwarty. Bieganie ze śródstopia. Kolega, zagorzały entuzjasta półmaratonów po asfalcie, biegający tradycyjnie z pięty, po licznych kontuzjach już nie jest w stanie uczestniczyć w żadnych zawodach. Też kiedyś grzeszyłem niewłaściwym stawianiem stóp. Zmiana stawiania nóg na podłożu polegająca na przesunięciu punktu lądowania na śródstopie, usunęła u mnie wszystkie problemy a na pewno te związane z kolanami.
Punkt piąty. Pić, pić, i jeszcze raz pić. Pisałem już o tym w artykule pić się chce, więc nie warto wchodzić ponownie do tej samej rzeki (chociaż woda jest potrzebna). Uwrażliwiam na temat właściwego nawodnienia. Mówi się o jednym litrze wody na 10 km. Powiedziałbym: niezwykle trudno wypić za dużo.
Punkt szósty. Biegający człowiek ma tendencję do przyzwyczajenia się do stałej trasy biegowej. A jakby przebiec nią w drugą stronę? Zachęcam do zmiany, skręcenia w trasę alternatywną czy innych sposobów urozmaicenia naszej drogi, aby cieszyły się nie tylko nogi, ale również nasz umysł, który bierze udział w treningu.
Punkt siódmy. I to się komuś z pewnością narażę. Zero słuchawek. Jest miesiąc maj, a więc mamy niepowtarzalną szansę usłyszeć nie tylko skowronki szalejące nad polami, ale – jeśli nasza trasa przebiega przez zagajniki, tereny zadrzewione, być może łąkę w pobliżu strumienia – istnieje szansa, że natrafimy na koncert słowików. Takich arii nie zapewni nam żadne nagranie z jutjuba.
Punkt ósmy. Plan treningów brzmi groźnie, lecz bez niego ciężko będzie wrócić do formy. Zastanówmy się, ile czasu można poświęcić na rozgrzewkę, na regularne wybieganie, gdzie dodać trochę sprintów.
Punkt dziewiąty. Może nie powinien znaleźć się na końcu – marszobieg. Jeśli po chorobie nie dajemy radę pierwszych kilometrów ,to można interwałowo przejść (np. minuta z zegarkiem w ręku, nie odpuszczamy nie pozwalamy sobie na dłuższą pauzę, zresztą rozgrzane mięśnie tego nie lubią). Osobiście: ten marszobieg metodą Gallowaya uratował mnie na samym początku (chyba?), ale wolę metodę raptownego zwalniania tempa do „ślimaczego” truchtu.